„Byłem bitym dzieckiem”. Historia Emiliana Kamińskiego: od bezdomności do własnego teatru

Najpierw jest las. Dziecko ma niecałe trzy lata, gubi się, zapada zmrok. Zimno, cisza, żadnego dorosłego. Zanim ktoś zdąży zacząć je szukać, pierwsze odnajdują go… bezdomne psy. Kładą się przy nim, grzeją, nie pozwalają nikomu podejść. Dopiero spryt pewnej pary – on odciąga psy, ona zabiera malucha na ręce – kończy tę scenę inaczej niż tragedią.

Po latach ten mężczyzna będzie mówił, że gdyby nie tamte psy, pewnie by zamarzł.

Dom, do którego nie chciał wracać

Wbrew pozorom las nie był najgorszym miejscem jego dzieciństwa.
Najgorszy był dom, do którego – jak sam przyzna – „nie chciał wracać”.

Urodził się w powojennej Warszawie, w rodzinie naznaczonej traumą wojny. Rodzice dźwigali swoje lęki i zranienia, które – jak to często bywa – przełożyły się na sposób wychowania dzieci. W wywiadach mówił wprost, że w domu była przemoc.

„Byłem bitym dzieckiem, więc wiem, jak to działa na dzieci” – wspominał po latach w rozmowie z magazynem „Świat i Ludzie”, cytowanej przez Vivę, WP Film i Pudelka.

Nie lubił wracać pamięcią do tamtych czasów. W jednym z wywiadów powtarzał, że gdy myśli o dzieciństwie, widzi przede wszystkim drzewa, przy których siedział, bo „częściej bywał poza domem niż w nim”.

Głód, ucieczki i 52 godziny bez jedzenia

Jako nastolatek coraz częściej uciekał z domu. Włóczył się po Warszawie, spał gdzie popadnie. Bieda i przemoc wypchnęły go dosłownie na ulicę.

W rozmowie dla „Polska Times” wspominał, że zdarzało się, iż nie jadł przez ponad dwie doby.

„Pamiętam bolesny czas, kiedy byłem głodny. Nie jadłem przez 52 godziny. Poratowali mnie bezdomni na Dworcu Centralnym. Pokazali, gdzie mogę się przespać” – opowiadał w wywiadzie, który cytuje m.in. Onet i Viva.

Dworzec był wtedy drewniany – łatwo było znaleźć ciepły zakamarek. Bezdomni, którzy sami nie mieli nic, podzielili się z chłopakiem jedzeniem. Tłumaczył, że nigdy nie zapomniał tego gestu.

W innym wywiadzie wspominał kolegów z tamtych czasów, którzy „zamarzli”, bo nie mieli gdzie spać. Redakcja eDziecko pisała, że te doświadczenia sprawiły, iż dobrze rozumiał, co znaczy bezdomność i skrajne wykluczenie.

Dziecko bez domu, które znalazło swój tabor

Kiedy nie miał siły wracać do domu, bywał też w miejscach, których większość „porządnych ludzi” unikała.
Spędzał czas z Romami – przy ognisku, w taborach, w drodze.

Jak przypominają WP Film i Pudelek, zaprzyjaźnił się z nimi tak mocno, że nadali mu przydomek Baroszero.

Z ich punktu widzenia był pewnie „dziwnym polskim chłopakiem”, który lepiej czuł się przy wędrownym ognisku niż przy własnym stole w domu. Dla niego byli namiastką wolności, ale też – paradoksalnie – bezpieczniejszego świata niż ten, który czekał za drzwiami mieszkania.

„Byłem bitym dzieckiem” i ojcostwo po latach

Doświadczenie przemocy zapamiętał na zawsze. Mówił, że dokładnie wie, jak czuje się dziecko, które boi się własnych rodziców.

W rozmowie cytowanej przez WP i Onet podkreślał, że kiedy sam został ojcem, bardzo starał się nie powielać rodzinnych schematów.

„Wiem, co robi bicie i krzyk. Dlatego byłem na to wyczulony. Chciałem, żeby moje dzieci miały dom, a nie miejsce, z którego się ucieka” – powiedział w jednym z wywiadów, do którego odwołuje się serwis Parenting.pl.

To, że sam wyszedł z takiego domu, stało się dla niego punktem odniesienia na całe życie – w relacjach, w wychowaniu, a także w tym, jak patrzył na ludzi w kryzysie.

Chłopak z Grochowa, którego znała cała Polska

Ten głodny, bity i śpiący na dworcu chłopak to Emilian Kamiński.

Urodził się w 1952 roku w Warszawie, dorastał na Grochowie. Po ukończeniu warszawskiej szkoły teatralnej zadebiutował w Teatrze Na Woli, grał później w Teatrze Narodowym i Ateneum.

Dla szerokiej publiczności był przede wszystkim:

  • charakterystycznym aktorem filmowym i serialowym („U Pana Boga w ogrodzie”, „M jak miłość” i dziesiątki innych ról),
  • założycielem Teatru Kamienica – prywatnej sceny w centrum Warszawy, która miała być nie tylko miejscem grania, ale też domem dla ludzi z różnych środowisk.

Koledzy z branży mówili o nim, że był „człowiekiem instytucją” – aktorem, reżyserem, gospodarzem własnego teatru i kimś, kto naprawdę lubił ludzi.

Dlaczego pomagał bezdomnym? Bo sam znał ulicę

Kiedy w Teatrze Kamienica zaczęto organizować Wigilie dla bezdomnych i ubogich, nie była to dla niego fajna „akcja PR”. To było coś osobistego.

Polskie Radio Trójka przypomina, że podczas tych spotkań sam obsługiwał gości, siadał z nimi do stołu, rozmawiał. Wiedział, jak ważne jest, żeby ktoś, kto jest na ulicy, choć raz w roku poczuł się jak zaproszony, a nie przegoniony.

W wywiadzie z 2018 roku mówił o tamtym czasie na Dworcu Centralnym tak:

– Bezdomni nie mieli się czym dzielić, a się podzielili. To mnie nauczyło, że człowiek, który nic nie ma, często daje najwięcej – opowiadał w rozmowie cytowanej przez „Polska Times”.

Można powiedzieć, że to właśnie oni – bezdomni z dworca i psy z lasu – nauczyli go czegoś, co potem wyniósł na scenę i do działalności charytatywnej: ważne jest, żeby kogoś zauważyć, zanim będzie za późno.

Od biedy do sławy… i z powrotem do tych, co wciąż są na dole

Onet w tekście „Od biedy do sławy. Historia Emiliana Kamińskiego” pisze wprost: jego życie to gotowy materiał na film – od przemocowego domu, przez głód i bezdomność, po uznanie widzów i własny teatr.

Serwisy takie jak Viva, WP Film czy eDziecko zwracają uwagę na jeszcze jedną rzecz: mimo że wyszedł z biedy i osiągnął sukces, do końca życia był aktywny zawodowo i charytatywnie, jakby bał się zatrzymać. Wiedział, jak szybko można spaść na dno – widział przecież kolegów, którzy nie przeżyli ulicy.

Koniec historii, która nie powinna się udać

Emilian Kamiński zmarł 26 grudnia 2022 roku, po długiej chorobie płuc, w swoim domu w Józefowie, otoczony rodziną. Miał 70 lat.

W nekrologach pisano: aktor, reżyser, twórca Teatru Kamienica.
Ale pod spodem była jeszcze jedna, cichsza linijka, której nie ma w oficjalnych tytułach:

chłopak, który znał głód, przemoc i bezdomność, a potem całe życie próbował sprawić, żeby innym dzieciom i innym bezdomnym było choć odrobinę lżej.

To jedna z tych historii, które w teorii nie mają prawa skończyć się dobrze.
A jednak – mimo wszystkiego, co go spotkało – udało mu się nie tylko przeżyć, ale jeszcze zbudować miejsce, w którym inni mogli poczuć się jak w domu.

Czytaj także:

Nieustępliwy outsider, który zamienił ból w siłę i został miliarderem i aktorem

Kiedyś brakowało jej na bilet do kina. Dziś brak jej tylko czasu

 

Czytaj więcej na temat...