Stanisława Celińska: „Byłam nikim”. Potem powiedziała jedno „dość” – i odzyskała życie

Z zewnątrz wyglądało to jak sukces: role, teatr, rozpoznawalność, kariera, której mogłaby pozazdrościć niejedna aktorka. Ale w środku narastało coś, czego publiczność nie widziała.

Stanisława Celińska przez lata walczyła z uzależnieniem od alkoholu. I sama przyznała, że był moment, w którym straciła siebie – do tego stopnia, że dziś mówi o tym bez upiększania. Jak relacjonuje Onet, artystka wprost opisywała, jak surowo postrzegała siebie w najgorszym czasie: „Byłam nikim”.

Ucieczka, która zaczęła niszczyć wszystko

Celińska wielokrotnie podkreślała, że alkohol nie był „zabawą” ani dodatkiem do życia towarzyskiego. To była ucieczka od przeciążenia, emocji i trudnych spraw, które zaczęły ją przerastać. Jak przypomina Plejada, w pewnym momencie uzależnienie zaczęło odbijać się na jej życiu zawodowym i rodzinnym, a sama aktorka mówiła o uciekaniu od rzeczywistości.

W takich historiach najgorsze jest to, że długo nie widać jednego „punktu zwrotnego”. To raczej seria drobnych pęknięć: w relacjach, w zdrowiu, w pracy, w poczuciu wartości. A potem przychodzi moment, gdy człowiek czuje, że już dłużej tak nie uniesie.

„Nie wezmę nawet czekoladki z alkoholem”

Dziś Celińska mówi o trzeźwości z żelazną konsekwencją. Jak czytamy w Onecie, po latach podkreśla, że nie pozwala sobie na żadne „małe wyjątki” — nawet te, które dla innych wydają się niewinne.

To jest jedna z tych rzeczy, które uderzają najmocniej: w jej opowieści nie ma romantyzowania uzależnienia. Jest za to konkret i świadomość, że wystarczy chwila, by wrócić do początku.

Nagle przestała. I zaczęło się budowanie od nowa

W różnych rozmowach powtarza, że przełom był realny – nie „wizerunkowy”. Jak opisywała to „Encyklopedia Teatru Polskiego”, Celińska mówiła o zerwaniu z nałogiem w sposób, który dla wielu brzmi niewiarygodnie: jakby pewnego dnia coś w niej pękło i powiedziała „koniec”.

Ale to „przestałam pić” nie oznaczało „zniknął problem”. Oznaczało dopiero start: codzienność bez podpórki, bez znieczulenia, z emocjami, które wracają ze zdwojoną siłą.

Najważniejsze: nie udaje, że było „łatwo”

Celińska opowiada o swojej historii tak, że trudno przejść obojętnie. Bez pozowania na ideał. Bez moralizowania. Raczej jak ktoś, kto wie, jak wygląda dno – i nie chce, by inni musieli tam schodzić.

Właśnie dlatego jej powrót jest dla wielu ludzi poruszający. Bo to nie jest bajka o perfekcyjnej przemianie. To jest opowieść o tym, że człowiek może odzyskać godność, relacje i pracę — nawet jeśli wcześniej wszystko się sypało.

Dziś jej głos brzmi inaczej

Stanisława Celińska jest dziś dla wielu symbolem nie tylko talentu, ale też odwagi w mówieniu prawdy o sobie. I to jest chyba najbardziej „newsnerowe” w tej historii: z największego wstydu zrobiła najważniejsze świadectwo.

Nie po to, żeby szokować. Po to, żeby ktoś po drugiej stronie ekranu pomyślał: „skoro ona dała radę, może ja też mogę”.

Czytaj także:

Tragedia, która wstrząsnęła Polską. 12-latka miała zadać śmiertelne ciosy koleżance ze szkoły

Ewa Bem: jako dziecko straciła poczucie bezpieczeństwa. Dorosłość zabrała jej jeszcze więcej

 

Czytaj więcej na temat...