„Koniec kieliszka pod krawatem?” Alkohol w polskiej polityce po zakazie Czarzastego

19 listopada 2025 r. Czarzasty ogłosił z mównicy zarządzenie nr 7 w sprawie zakazu sprzedaży napojów alkoholowych w budynkach i na terenach pozostających w zarządzie Kancelarii Sejmu.

„Wejdzie ono w życie 24 listopada 2025 roku” – powiedział, podpisując dokument na oczach posłów, co zrelacjonował Onet. Dodał, że trzeba „zarządzić tymi zasobami”, które już są w sejmowej restauracji – czyli mówiąc wprost: najpierw wypchnąć z magazynu to, co stoi na półkach, a dopiero potem zakazać kolejnej sprzedaży.

Zakaz obejmuje zarówno restaurację, jak i hotel sejmowy – właśnie tam znajduje się słynny cocktail bar „za kratą”, przez lata centrum mniej oficjalnego życia parlamentarzystów.

Czarzasty tłumaczy, że posłowie powinni „dać dobry przykład” obywatelom – zwłaszcza jeśli chcą głosować nad ustawami ograniczającymi sprzedaż alkoholu w nocy czy na stacjach paliw. Tak mówił w rozmowie cytowanej przez Polskie Radio 24.

Ile naprawdę pili posłowie?

Sam zakaz nie spadł z nieba. Wcześniej media krok po kroku odsłaniały, jak wygląda sejmowa karta alkoholi i rachunki przy Wiejskiej.

Wirtualna Polska ujawniła, że oferta „baru za kratą” to 35 pozycji alkoholowych – od pięciu rodzajów wódki, przez dziewięć gatunków whisky po koniak, gin, campari, martini, tequilę czy amaretto. „Do tego tylko dwie pozycje bezalkoholowe” – relacjonuje WP.

W innym tekście ten sam portal policzył, że w 2024 r. w sejmowej restauracji i barze „za kratą” sprzedano alkohol za 218 892,96 zł brutto – od wina po mocne trunki. Money.pl zauważa, że najczęściej wybierane były wina i alkohole do 18 proc.

Do tego dochodziły jeszcze śmiesznie niskie ceny: piwo od 8 zł, butelka wina za 45 zł – jak pisze WP, „jeden z najtańszych barów przyhotelowych w Warszawie”.

Czy to dużo? Jak na roczne wydatki całego Sejmu – grosze. Jak na miejsce, gdzie uchwala się prawo dla całego kraju – wystarczająco, żeby temat stał się bombą wizerunkową.

„Bar za kratą” i patoposłowie: kulisy Domu Poselskiego

Od lat mówiło się, że nie tyle sam budynek Sejmu, ile Dom Poselski (hotel sejmowy) jest prawdziwym problemem.

PAP w tekście „Patoposłowie i alkohol w Sejmie” przypomina, że Dom Poselski „od lat bywa miejscem incydentów alkoholowych”, a posłowie przyznają, że sytuacje z udziałem podpitych parlamentarzystów zdarzają się rzadziej tylko dlatego, że każdy ma dziś w kieszeni kamerę w telefonie. Szef Komisji Regulaminowej Jarosław Urbaniak stwierdził wręcz, że „zlikwidujmy Dom Poselski, to zlikwidujemy problem patoposłów”.

O „patoposłach” mówił też głośno minister rolnictwa Stefan Krajewski, który po sześciu latach… wyprowadził się z hotelu sejmowego.

„Miałem dosyć mieszkania tam” – powiedział w rozmowie z Radiem Zet, cytowanej przez TVN24. Podkreślał, że dochodziło do „burd i wyzwisk”, a zachowanie części parlamentarzystów uniemożliwiało normalne funkcjonowanie.

W innym materiale Faktu anonimowi posłowie opowiadali o pijanych wycieczkach po piętrach, gościach przyprowadzanych nocą do pokoi i zaczepkach na korytarzach. Jedna z posłanek Polski 2050 mówiła, że pijany poseł PiS wbił się nieproszony na ich świąteczne spotkanie i „docinkami prowokował awanturę”.

To nie pierwszy raz. Sklepy, licencje i „łatanie dziur”

Zakaz Czarzastego to kolejny etap długiej historii walki z alkoholem przy Wiejskiej.

  • Najpierw – jak przypomina Newsweek – zamknięto sklep z alkoholem w kompleksie sejmowym, który działał zaledwie 20 metrów od kaplicy i basenu. Po reportażu Tomasza Sekielskiego okazało się, że Sejm sam łamie ustawę, bo prawo zakazuje sprzedaży alkoholu bliżej niż 30 metrów od „miejsc chronionych”.
  • W 2017 r. TVN24 ujawnił, że alkohol w sejmowym barze przez lata był sprzedawany bez ważnego zezwolenia – po kontroli sprzedaż wstrzymano, przynajmniej na chwilę.

Od tego czasu temat wracał jak bumerang – mniej lub bardziej poważnie. Raz w formie żartów o „sejmowym klubie nocnym”, raz w formie bardzo poważnych oskarżeń o pijanych parlamentarzystów za kierownicą czy wchodzących na salę obrad „po paru głębszych”, o czym przypomina przegląd „politycznych wpadek po alkoholu” na TVP Info.

Hołownia, Razem, alkomaty. Droga do całkowitego zakazu

Zanim pałeczkę przejął Czarzasty, temat podniósł już Szymon Hołownia. To za jego czasów:

  • podniesiono ceny alkoholu w barze za kratą,
  • ograniczono dostęp do baru (wejście tylko dla posłów i uprawnionych gości),
  • pojawił się pomysł badania posłów alkomatem przed wejściem na salę obrad – projekt ustawy złożyli posłowie Polski 2050.

Onet w materiale „Alkohol ‘zza kraty’ będzie zakazany dla posłów? ‘Mają prawo do paru głębszych’” cytował posłów, którzy z jednej strony przyznawali, że problem jest realny, a z drugiej… bronili prawa do wypicia. „Mają prawo do paru głębszych” – mówił jeden z nich w rozmowie z Onetem.

Partia Razem domagała się pójścia dalej i całkowitego zakazu sprzedaży alkoholu na terenie Kancelarii Sejmu, także w hotelu – pismo w tej sprawie cytowała m.in. Wirtualna Polska.

Czarzasty, przejmując funkcję marszałka, postanowił zrobić krok, którego jego poprzednicy unikali: faktycznie ten zakaz podpisał.

„Sygnalizowanie cnoty” czy realna zmiana?

Nie wszyscy są zachwyceni. Część komentatorów mówi wprost, że mamy do czynienia raczej z gestem wizerunkowym niż poważną zmianą.

„Decyzja o zakazie sprzedaży alkoholu na terenie Sejmu jest niewątpliwie zagrywką polityczną i próbą pokazania, jak ‘mocny’ jest nowy marszałek” – pisze serwis Menedżer Zdrowia, nazywając ruch Czarzastego „sygnalizowaniem cnoty”. W tym samym tekście zwracają uwagę, że problemem nie jest tylko to, gdzie politycy piją, ale jak odpowiadają za swoje zachowanie, gdy przesadzą – od jazdy po alkoholu, po udział w pracach Sejmu.

Były wicepremier Janusz Piechociński w rozmowie z „Faktem” chwali zakaz, ale przypomina sytuacje, gdy posłowie „zdecydowanie nie trzymali kieliszka na dystans” na terenie parlamentu – czasem kończyło się to kompromitacją całej izby. „Nie ma powodu, żeby miejsce pracy było barem” – sugeruje w rozmowie z Faktem.

Z kolei część posłów ostrzega, że za chwilę parlamentarzyści po prostu zaczną spotykać się w pobliskich restauracjach.

„Zakaz alkoholu w Sejmie utrudni picie w pracy, ale nie sprawi, że politycy przestaną pić w ogóle – po prostu przeniosą się za róg” – komentuje publicysta cytowany przez TVP Info.

Alkohol w polityce: problem nie tylko polski, ale tutaj wyjątkowo widoczny

To, że politycy lubią „odstresować się” kieliszkiem, nie jest polskim wynalazkiem. Ale w Polsce temat jest szczególnie drażliwy – również dlatego, że:

  • mamy jedne z najwyższych wskaźników spożycia alkoholu w UE,
  • wciąż toczy się dyskusja o nocnej prohibicji, zakazie sprzedaży na stacjach benzynowych i kampaniach przeciwko alkoholizmowi,
  • jednocześnie do niedawna w najważniejszym budynku w kraju można było pić taniej niż w przeciętnym pubie.

Nic dziwnego, że w komentarzach pod tekstami o zakazie alkoholu w Sejmie ludzie piszą wprost:

„Najpierw niech sobie zabronią, potem niech zabierają nam” – czytamy na WP Wiadomości.

Czy posłowie przestaną pić?

Realna odpowiedź brzmi: nie.
Ale może się zmienić coś innego – granica przyzwoitości.

  • Trudniej będzie „iść na jednego” w przerwie posiedzenia.
  • Każda wpadka poza Sejmem będzie bardziej bolesna wizerunkowo („mieli dawać przykład, a sami…”).
  • Dyskusja o alkoholu w polityce weszła na poziom, na którym trudno będzie ją znowu zamiatać pod dywan.

I to być może jest najważniejsza zmiana: nie to, ile butelek rocznie sprzeda sejmowy bar, tylko to, że opinia publiczna zaczęła patrzeć politykom na ręce także pod tym kątem.

Czy zakaz Czarzastego cokolwiek „naprawi”? To dopiero się okaże. Na razie wiadomo jedno: kieliszek pod sejmową krawatką przestaje być czymś, czym można się chwalić – a zaczyna być czymś, co coraz częściej kończy karierę, zamiast ją ułatwiać.

Czytaj także:

Tajne pismo, 10 miliardów mniej i dłuższe kolejki. Jak rząd chce oszczędzać na zdrowiu Polaków

„Nie płakałam po ojcu”. Jak córka alkoholika została jedną z najlepszych aktorek w Polsce

 

Czytaj więcej na temat...