Rodzina znajduje bezdomnego „szczeniaka” na dworze więc zabiera go do domu – kilka dni później zdają sobie sprawę ze swojego błędu

W maju tego roku pewna rodzina ze stanu Massachusetts w Stanach Zjednoczonych pomyślała, że ​​znalazła małego szczeniaka.

Wydawało się, że w pobliżu czworonożnego przyjaciela nie ma, ani jego rodziców, ani rodzeństwa. Rodzina podjęła więc decyzję o zabraniu zwierzęcia do domu.

Jednak, gdy przyjrzano mu się dokładniej stało się jasne, że to wcale nie jest pies, a zwierzę żyjące na wolności, które nie powinno mieszkać w domu.

Wtedy rodzina natychmiast skontaktowała się z lokalnymi organami do spraw ochrony zwierząt. 

Okazało się, że mały szczeniak to kojot.

„Kojot oddzielił się od swojej rodziny w zeszłym tygodniu i znaleziono go, gdy zestresowany błąkał się na poboczu ruchliwej drogi” – poinformowało New England Wildlife Centre na swojej stronie na Facebooku, kontynuując napisano: 

„Rodzina z lokalnej społeczności zabrała go domu myśląc, że jest bezdomnym szczeniakiem”.

Pierwszą rzeczą, jaką zrobili opiekunowie zoo po przybyciu na miejsce, było sprawdzenie, czy zwierzę nie ma wścieklizny. 

„Z chwilą, gdy rodzina uświadomiła sobie swoją pomyłkę, wezwała nas na pomoc. Przy udziale Mass Department of Public Health udało nam się ustalić, że nie ma potencjalnego ryzyka narażenia na wściekliznę. Mogliśmy wysłać go na leczenie i uzyskać pozwolenie na rehabilitację od Mass Wildlife.

Artykuł kontynuowany jest pod zdjęciem.

Ma zapewnione, jak najlepsze warunki

Od tamtej pory kojot dochodzi do siebie w komfortowym dla niego miejscu. Poza tym zbyt długo nie był sam, ponieważ wkrótce przedstawiono go przybranemu rodzeństwu. 

„Z chwilą, gdy oba młode kojoty otrzymają wszystkie szczepienia, będą wychowywać się razem, mając szansę na to, by dorosnąć i nauczyć się naturalnych zachowań w naszym wybiegu na zewnątrz. Ciężko pracujemy, aby zapewnić im jak najbardziej naturalne warunki do życia. Będziemy pracować nad odtworzeniem podstawowych zachowań i umiejętności, których faktycznie nauczyłby się od mamy i taty. 

Zdaniem władz to sympatyczne, że ludzie chcą pomagać dzikim zwierzętom. Jednocześnie zwracają uwagę na duże ryzyko, jakie się z tym wiąże, czyli w tym przypadku narażeniem na wściekliznę. Choć ten konkretny kojot na szczęście nie był nosicielem groźnego wirusa. 

„Jeśli osoby, które znalazły kojota zostałyby pogryzione, zadrapane lub miały z nim długotrwały kontakt, bylibyśmy zobowiązani do uśpienia szczeniaka i przebadania go na wściekliznę. Jesteśmy wdzięczni każdej osobie, która poświęca swój czas, aby pomóc dzikim zwierzętom, gdy jest to potrzebne. Jednak zawsze zachęcamy ludzi do tego, by skontaktowali się z odpowiednimi organami zanim podejmą taką interwencję, może to pomóc w zapewnieniu bezpieczeństwa wszystkim zaangażowanym stronom – napisano na Facebooku.

Cieszymy się, że wszystko skończyło się dobrze dla wszystkich zaangażowanych w tę sprawę. Udostępnij ten post, jeśli też kochasz zwierzęta.