Dziecko, które chowało się w beczce po kapuście

On sam mówi dziś, że jego dzieciństwo „nie miało prawa się udać”.

Urodził się w Łodzi, w domu, w którym alkohol był codziennością. Rodzice rozstali się, gdy miał trzy lata. Jak opisuje „Viva!”, oboje nadużywali alkoholu, a ojciec wkrótce trafił do więzienia.

Po rozwodzie chłopiec został z ojcem. Matce ograniczono prawa rodzicielskie, więc formalnie „wypadała z kadru”. Kiedy ojciec nie był w stanie się nim zająć, przejął go dom babci. Kiedy zmarła – zaczęła się tułaczka.

W jednym z wywiadów wspominał sceny jak z koszmaru: ucieczki z matką nocą po śniegu, gdy pijany ojciec groził rodzinie, chowanie się z bratem w beczce po kapuście kiszonej, zjazdy z pierwszego piętra po prześcieradle. O takich obrazach opowiadał w programie „Uwaga!”, co przytacza Jastrząb Post.

Cztery rodziny zastępcze, dwa domy dziecka

Gdy jego świat definitywnie się rozsypał – po tragicznej śmierci ojca i z powodu alkoholizmu matki – system zrobił to, co uważał za najlepsze: wysłał go do domu dziecka, a potem do kolejnych rodzin zastępczych.

„Przeszedłem przez cztery rodziny zastępcze, dwa razy byłem w domu dziecka. Z tego wszystkiego chyba dom dziecka wspominam najlepiej” – wspominał w rozmowie z magazynem „Chcemy Być Rodzicami”, cytowanej przez Vivę!. W teorii rodziny zastępcze miały być szansą. W praktyce bywało tak, że „szansa” oznaczała przemoc.

„Bywało tak, że dostawałem baty. (…) To była trauma” – przyznał w rozmowie z Pomponikiem, cytowanej przez Wirtualną Polskę.

O domu dziecka mówi dziś jako o miejscu, w którym – paradoksalnie – spotkał najwięcej życzliwości. Wychowawczyni, z którą odnalazł kontakt po latach, powiedziała mu, że był „raczej cichy, zamknięty, bez większych problemów wychowawczych”. Wtedy to były tylko suche uwagi z kartoteki. Dziś widać w nich dziecko, które po prostu starało się przetrwać.

Wyjazd, który miał wszystko zmienić

Gdy wydawało się, że zostanie na zawsze „chłopakiem z domu dziecka”, pojawiła się szansa: mieszkająca w Niemczech ciotka zdecydowała się go adoptować. Jak pisała Interia, to był dla niego symboliczny „bilet w jedną stronę” – do normalniejszego świata.

Wyjazd na Zachód otworzył mu inną perspektywę: nauczył się języka, zobaczył, że życie może wyglądać inaczej niż w pijanym mieszkaniu w Łodzi czy w kolejnych rodzinach zastępczych. Ale przeszłość nie zniknęła – tylko odsunęła się na chwilę za plecy.

Chłopak z sierocińca zakłada zespół

Po powrocie do Polski zaczął robić to, czego nikt się po nim nie spodziewał: muzykę. W 1995 roku, razem z Jackiem Łągwą, założył zespół, który miał na zawsze zmienić oblicze polskiego popu.

Ich płyty sprzedawały się w setkach tysięcy egzemplarzy, a publiczność natychmiast pokochała połączenie popu, rocka, wielkich refrenów i tekstów o miłości podanych w dość… bezwstydny sposób.

W 2003 roku ten sam chłopak, który chował się kiedyś w beczce po kapuście, stanął na scenie Konkursu Piosenki Eurowizji z utworem „Keine Grenzen – Żadnych granic”. Zespół zajął 7. miejsce – jeden z najlepszych wyników Polski w historii występów na Eurowizji.

Trzy lata później spróbowali ponownie. Drugi raz reprezentowali Polskę w 2006 roku, tym razem z „Follow My Heart”. Nie powtórzyli wyniku z Rygi, ale już na zawsze wpisali się w historię konkursu jako jeden z najbardziej wyrazistych polskich występów.

Reality show za milion dolarów

W pewnym momencie same płyty przestały wystarczać. Powstał reality show „Jestem jaki jestem”, w którym kamery śledziły jego życie niemal non stop. Program oglądały miliony, a widzowie mieli wrażenie, że mogą zajrzeć mu pod kołdrę, do lodówki i do głowy.

„Na show zdecydowałem się dla pieniędzy – zawsze mówiłem to szczerze. To było ponad milion dolarów. Podnieść milion dolarów – nie ma takiego człowieka, który by nie podniósł” – powiedział w rozmowie z Onetem.

Za prywatność zapłacono fortunę, ale i wysoką cenę emocjonalną – obraz rodziny, kolejnych związków, konfliktów, alkoholu został utrwalony na taśmie i do dziś jest przywoływany w artykułach i memach.

Jeśli jeszcze się zastanawiasz, o kim mowa – to właśnie historia Michała Wiśniewskiego, lidera Ich Troje.

Alkohol: „Codziennie przez 22 lata wypijałem 0,7 litra”

Sukces nie uleczył starych ran. Przeciwnie – je tylko pogłębił. W pewnym momencie alkohol – obecny w jego życiu od dzieciństwa – przejął kontrolę także nad dorosłością.

„Codziennie przez 22 lata wypijałem 0,7 litra, choć niektórym trudno w to uwierzyć. To ponad cysterna alkoholu” – przyznał w rozmowie z Party.

Sam mówi, że przez lata był „megapijącym gościem”, który zaczynał pić po „Faktach”, więc wydawało mu się, że „to żaden alkoholizm”. Kiedy zrozumiał, że oszukuje już nie rodzinę, a samego siebie, sięgnął po pomoc: terapię uzależnień i tzw. „wszywkę”.

„Kiedy doszedłem do wniosku, że oszukuję nie moich bliskich, ale sam siebie, postanowiłem coś z tym zrobić. Zaszyłem się i zaszywam regularnie do dziś” – mówił w tym samym wywiadzie.

Matka, list i spóźnione pojednanie

Relacja z matką – alkoholiczką, która wyjechała za granicę, zostawiając dzieci w domu dziecka – przez lata była dla niego otwartą raną. W jednym z listów mówił wprost, że czuli się z bratem „porzuceni i pozostawieni na łaskę systemu”. Plejada przypomina, że dopiero terapia i jej decyzja o odwyku pozwoliły im zbudować normalną relację.

Dziś mówią, że są „spóźnieni o jakieś 40–46 lat”, ale cieszą się, że w ogóle dostali jeszcze jedną szansę. Ich wspólna walka z alkoholizmem stała się tematem książki matki „Dziewczynka z kieliszkami” i poruszających wywiadów.

„To dla dzieci chciało mi się z tego całego g***na wychodzić”

Po latach autodestrukcji, spektakularnych wzlotów i bolesnych upadków, Michał Wiśniewski znalazł w końcu powód, by zatrzymać tę karuzelę.

„Myślę, że to dla dzieci chciało mi się z tego całego g***na wychodzić” – powiedział w rozmowie z naTemat, mówiąc o patchworkowej rodzinie, która – paradoksalnie – funkcjonuje lepiej niż niejeden „tradycyjny” dom.naTemat.pl

Dziś jest ojcem gromadki dzieci z różnych związków, nadal nagrywa, występuje, komentuje rzeczywistość, ale jednocześnie bardzo mocno angażuje się w pomoc domom dziecka.

„Bo jestem jednym z nich” – tak odpowiedział na pytanie, dlaczego od prawie 30 lat przed świętami pomaga dzieciom z placówek opiekuńczych, w rozmowie z HaloTu Polsat.

Chłopak z domu dziecka, który stał się gwiazdą popkultury, wciąż pamięta, jak wyglądają święta, gdy nikt po ciebie nie przyjeżdża.


Ta historia nie jest laurką – jest ostro pocięta jak życie jej bohatera: dom dziecka, rodzinne piekło, alkohol, pięć małżeństw, eurowizyjne sukcesy, reality show za milion dolarów i próba zbudowania od nowa siebie oraz rodziny.

Ale właśnie dlatego tak mocno wybrzmiewa: bo pokazuje, że nawet z bardzo ciemnego miejsca da się zrobić coś więcej niż tylko kolejny dramat. Można zamienić mrok w muzykę, w pomoc innym, w drugą szansę dla siebie i swoich bliskich.

Czytaj także:

Dziewczynka, która była po prostu numerem

Agnieszka Maciąg nie żyje. Od ikony wybiegów do przewodniczki po „smak życia”

 

Czytaj więcej na temat...