Mężczyzna kradnie miejsce parkingowe i nie chce przestać – dostaje nauczkę, której nie zapomni do końca życia

Ludzie potrafią być naprawdę kreatywni, kiedy trzeba dać nauczkę kierowcy, który nie szanuje innych ludzi.

Kiedy pewien źle wychowany i arogancki londyńczyk „kradł” miejsce parkingowe człowiekowi, który co miesiąc płacił za nie abonament, właściciel uznał, że „złodziejowi” należy się nauczka.

I nie chodziło tylko o to, że wbrew obowiązującym zasadom, każdego dnia zajmuje on nieswoje miejsce, ale też o to, że z premedytacją zignorował kilka ostrzeżeń, wystosowanych przez mężczyznę, który opłacał miejsce.

Nikt się chyba nie dziwi temu, że właściciel drogiego miejsca parkingowego nie był zachwycony codziennym intruzem.

Postanowił, że przyszedł czas na słodką zemstę – ośmielę się stwierdzić, że doskonale mu poszło!

Na zdjęciu znajdują się dwa samochody, ktore stoją obok siebie na parkingu
Flickr/Timo Newton-Syms

W piekle jest specjalne miejsce dla ludzi, którzy kradną miejsca parkingowe, ale ten mężczyzna posunął się o krok dalej…

Nie tylko KAŻDEGO DNIA zajmował czyjeś miejsce parkingowe, ale też kilkakrotnie zignorował notki, pozostawione przez osobę, która to miejsce opłacała i grzecznie prosiła, aby przestał je zajmować.

Właściciel miejsca, który opublikował post pod pseudonimem Goalnado, postanowił działać szybko, a następnie wszystko, co się stało, opisał na portalu Reddit:

Pomyślałem że wreszcie znajdę czas, aby to opisać, bo ta epicka saga idiotyzmu wreszcie dobiegła końca.

Pracuję w małej firmie, w bardzo często uczęszczanej okolicy w północnej części Londynu. Za naszym budynkiem znajduje się bardzo mały parking, na zaledwie 8 samochodów, który został równo podzielony pomiędzy nas i firmę, która z nami sąsiaduje. Co roku musimy płacić po 1200 £ za rezerwację każdego miejsca. Nie stanowi to wielkiego problemu, jako że w naszej pracy bardzo ważne jest, abyśmy byli mobilni. Każdego dnia kilkakrotnie wyjeżdżamy z biura i do niego wracamy. Sam parking jest strzeżony przez zewnętrzną firmę. Jednak ze względu na to, że jest naprawdę mały i że zawsze parkuje tam tylko 8 tych samych samochodów, tak naprawdę nigdy niczego nie robili, bez naszej wyraźnej prośby.

Jakieś 7 tygodni temu nieznany pojazd zaczął pojawiać się na parkingu. Każdego dnia. Zawsze na MOIM MIEJSCU.

Natychmiast zacząłem zostawiać moje auto zaraz za anonimowym samochodem, blokując mu w ten sposób wyjazd. Jednakże okazało się, że kończę pracę wcześniej, niż ten idiota, który tam parkował, w związku z czym nigdy go nie spotkałem, a on nigdy nie przyszedł poprosić, abym zszedł na dół i odjechał. Wiele razy zostawiałem też karteczkę za wycieraczką jego samochodu z prośbą o telefon. Na nic się to oczywiście nie zdało, a moje karteczki lądowały zgniecione na ziemi.

Goalnado kontynuował

Po jakichś 10 dniach naprawdę się zdenerwowałem i zacząłem układać plan zemsty. Pomyślałem, że zadzwonię do firmy obsługującej parking, oni wyślą swojego pracownika, który pobierze od intruza odpowiednią opłatę (mają nasze numery rejestracyjne, więc wiedzą, które samochody mają prawo tam stać), ale doszedłem do wniosku, że to nie będzie wystarczająca reakcja.

Następnie naszła mnie myśl, że nie tylko jeden z moich kolegów idzie na urlop wychowawczy na dwa tygodnie, ale też, że w ten weekend mój brat wyjeżdża na miesiąc do Kanady. Będę więc w posiadaniu dwóch samochodów i dodatkowego miejsca parkingowego.

Poczekałem w piątek, tak długo, jak tylko się dało i zaparkowałem samochód mojego brata dokładnie za moim miejscem parkingowym, blokując facetowi wyjazd. Następnie zadzwoniłem do obsługi parkingu. Podałem im numery rejestracyjne samochodu mojego brata, aby upewnić się, że jakkolwiek długo ten samochód by tam stał, nie zostanie w żaden sposób ruszony. Wspomniałem im również, że od jakiegoś czasu nielegalnie parkuje tam czerwony Ford Fiesta Zetec, i że może powinni przyjechać w poniedziałek, aby nałożyć na właściciela karę.

Oczywiście kiedy przyjechałem w poniedziałek do pracy, zastałem ekstremalnie zdenerwowanego, spoconego mężczyznę, który wrzeszczał na pracownika parkingu. Pytał, jak może go karać opłatą, skoro nie ma możliwości ruszyć samochodu. Wyjaśniono mu, że samochód, który go zastawia, został zgłoszony i ma prawo tu parkować, więc nie ma znaczenia, że on sam nie może wyjechać, skoro nielegalnie zaparkował tu jako pierwszy. Musiał zapłacić 100 £ kary. Płakałem wtedy ze śmiechu i było mi bardzo ciężko, żeby nie pokazać tego na zewnątrz. Szczególnie, kiedy zapytali, czy znam człowieka, do którego należy samochód mojego brata. Niestety nie znałem.

Mężczyzna nie był w stanie nic zrobić

Facetowi powiedziano więc, że nic nie są w stanie zrobić z autem, który go blokuje, ponieważ jest zgłoszony i ma prawo tam stać. Musi więc znaleźć właściciela i poprosić go, aby przesunął samochód (haha). Sam zaparkowałem w miejscu zwolnionym przez kolegę na urlopie i nie zawracałem sobie głowy całą sprawą. Aż do kolejnego ranka, kiedy przyjechałem na parking i zastałem tego samego mężczyznę, który kłócił się z innym pracownikiem parkingu. Tym razem była to kobieta.

Dostał kolejnych 100 £ kary. Jako że nowa pani bardziej mu współczuła, dała mu czas do czwartku (dwa dni) na usunięcie samochodu. Oczywiście nic się nie zmieniło. Czwartek nastał i wlepiono mu kolejnych 100 £ do zapłaty.

Samochód pozostał tam przez miesiąc, a pracownicy parkingu wracali w tym czasie przynajmniej 18 kolejnych razy, co oznacza, że jego kara wyniosła łącznie przynajmniej 2000 £ (a wydaje mi się, że jednak więcej). Mężczyzna każdego dnia przychodził do naszego biura, pytając, czy widzieliśmy właściciela. Bardzo przekonywająco informował nas, że jak tylko dowie się kto to jest, to go całkowicie „ud*pi”. Wszyscy w obu biurach wiedzieli co się dzieje, więc ciężko było się nie śmiać w jego mikrą twarz, kiedy przychodził błagać o nowe informacje o właścicielu.

Byłem naprawdę mściwy i nawet kiedy mój kolega wrócił z urlopu, zostawiłem samochód mojego brata na miejscu. Sam parkowałem auto na parkingu oddalonym od naszego biura o jakieś 10 minut piechotą. Chciałem mieć pewność, że ten facet dostanie to, na co zasłużył. Nie obchodziło mnie, że to dość niewygodne. Chciałem, żeby sprawiedliwości stało się zadość.

Mój brat wrócił z Kanady w ten weekend, więc podjechaliśmy na parking i wzięliśmy stamtąd jego samochód w niedzielę późnym wieczorem. Tak, żeby mieć pewność, że nie spotkamy właściciela Fiesty.

Przyjechałem do pracy w poniedziałek rano i samochód oczywiście zniknął. Dziś jest czwartek i jak dotąd nie pojawił się z powrotem. Wydaje mi się, że facet może się czegoś nauczył.

Czy właściciel miejsca parkingowego miał rację? Podziel się tą historią na Facebooku, a w komentarzach napisz nam, co o tym wszystkim sądzisz!

Opublikowano w serwisie Newsner. Polub stronę.